Jestem wielka fanką komunikacji miejskiej. Ale jak tylko nadchodzi wiosna, śnieg topnieje, a deszcz nie pada 24 godziny na dobę, wówczas z ogromną przyjemnością przesiadam się na rower, który staje się moim głównym środkiem transportu.. A odkąd mam swój własny piękny rower miejski* (a nie męskiego górala ;)) i fotelik dla Tola na bagażniku, to właściwie nie ma dnia bez przejażdżki rowerowej.
No chyba, że pogoda nie dopisuje, ale i na to znalazłam sposób, zakupiwszy pelerynę przeciwdeszczową, która BTW wzbudza salwy śmiechu wśród moich koleżanek.
Jednak problem z rowerem jest taki, że strój, który zwykle przywdziewam do jazdy jest- powiedzmy to sobie szczerze- mało wyględny:). Owszem zdarzyło mi się jechać rowerem w maxi sukience i w butach na obcasie, ale raczej z konieczności, a nie z własnego wyboru.
Zwykle jednak wyglądam jak poniżej- spodnie dresowe, klapki (tak, przyznaję się- jeżdżę na rowerze w japonkach :)) i jakaś w miarę wyglądająca "góra". Tak żeby nie było obciachu :).
*na który zarobiłam własnymi ręcami ;).
*na który zarobiłam własnymi ręcami ;).