Tak trochę ni z tego ni z owego pojawiam się i znikam. I tak trochę robię to wbrew powszechnie panującym w szafiarskim światku trendom- zamiast robić wypasione sesje, tak samo wypasionymi lustrzankami ja, zważywszy na leciwy wiek ;) i bóle pleców ( lustrzanka jest straaaasznie ciężka!) wybieram aparat w telefonie. I tym własnie telefonem dokumentuję to jak dziś wyglądam.
I jest trochę tak jak za dawnych dobrych lat (to już ponad 5 lat!), kiedy o to właśnie chodziło w szafiarskim blogowaniu - o autentyczne fotki fajnych dziewczyn (nie, że ja- Boże broń:)), które chętnie się odwiedzało na ich blogach, i z którymi niejednokrotnie piło się kawkę w realu, albo miało się chęć ją wypić.
Bo tak sobie myślę, że fajniej być blogerem-człowiekiem z krwi i kości, i z cieniami pod oczami, niż wyszfotoszopowanym tworem, którego na ulicy nie sposób rozpoznać.
Takie oto naszły mnie przemyślenia w ten piękny czerwcowy dzień, powróciwszy z plaży nad Wisłą znajdującej się po jedynej słusznej stronie tejże ;).
I jest trochę tak jak za dawnych dobrych lat (to już ponad 5 lat!), kiedy o to właśnie chodziło w szafiarskim blogowaniu - o autentyczne fotki fajnych dziewczyn (nie, że ja- Boże broń:)), które chętnie się odwiedzało na ich blogach, i z którymi niejednokrotnie piło się kawkę w realu, albo miało się chęć ją wypić.
Bo tak sobie myślę, że fajniej być blogerem-człowiekiem z krwi i kości, i z cieniami pod oczami, niż wyszfotoszopowanym tworem, którego na ulicy nie sposób rozpoznać.
Takie oto naszły mnie przemyślenia w ten piękny czerwcowy dzień, powróciwszy z plaży nad Wisłą znajdującej się po jedynej słusznej stronie tejże ;).